Solista
Z wyboru jestem raczej fotograficznym solistą i jeśli to możliwe to na kadry poluję samotnie lub w towarzystwie żony.
Nie jestem jednak fanatykiem pod tym względem, bo równie fajnie mi się fotografuje w grupie 2-3 osób. Już w plenerze zawsze można się rozproszyć i każdy poluje na coś swojego. Ale 4 osoby to już tłok ;)
W kanionie Antylopy w Arizonie musiałem jednak zapomnieć o tym, że lubię akcje solo.
W dużym uproszczeniu:
Kanionu nie wolno zwiedzać samodzielnie – trzeba wykupić przewodnika, który zawiezie Cię na miejsce i oprowadzi. Sama wycieczka obwarowana jest dodatkowo kilkoma ograniczeniami. Wolno zabrać tylko aparat lub telefon do robienia zdjęć i nie wolno brać plecaka (1) . Te warunki brzegowe jeszcze bym zrozumiał ale zakaz zabierania statywu podziałał na mnie jak płachta na byka.
Nie dość, że zwiedzanie kanionu kosztuje 66 USD (2), to nie mogę wziąć statywu? O nie!
(1) wielu operatorów wycieczek zabrania zabierania plecaków aby turyści nie niszczyli ścian kanionu. W kanionie często panuje tłok i w ten najwyraźniej, chcą ograniczyć możliwe zniszczenia ścian kanionu.
(2) najtańsza opcja, cena oczywiście zależna od operatora.
Chciwość
Moja wewnętrzna chciwość zrobienia przyzwoitego zdjęcia była silniejsza.
Doczytałem dokładniej i znalazłem.
Mamy to – Photography tours.
Stety lub niestety zmieniają się warunki brzegowe. Cena nagle rośnie do 160 USD, plecaka znów NIE wolno zabierać ale w to miejsce pojawia się MUSISZ. Z punktu widzenia regularnego turysty brzmi to dość zabawnie, bo wcześniej było „nie wolno” a teraz jest MUSISZ i to dużymi literami i wyraźnie abyś nie zapomniał ;)
Czym jest MUSISZ? MUSISZ mieć aparat – najlepiej lustrzankę lub bezlusterkowca i MUSISZ mieć ze sobą statyw. Niespełnienie tych warunków może spowodować, że odmówią Ci udziału w takiej grupie i przeniosą do tańszej wycieczki ekonomicznej z resztą tłumu.
Ze względu na popularność tych foto-grup, warto takie wejście zaplanować dużo wcześniej i wykupić bilet jeszcze przed przyjazdem do Arizony. Tym bardziej, że foto-grupy są organizowane tylko raz dziennie o konkretnej godzinie, warto więc mieć pewność, że spełni się naszą chciwość.
Kontrola
Żeby nie było lekko już przy kasach jesteś proszony o pokazanie aparatu i statywu. Oczywiście nie wiedziałem o tym wcześniej i przy odbiorze mojego zamówionego biletu zostałem przyjaźnie „odpytany” ;)
– Masz dwie wejściówki, gdzie jest druga osoba?
– Tam jest moja żona
– Aha, a gdzie Twój aparat?
– Tutaj, a tam żona trzyma swój
– Dobrze. A gdzie masz statyw?
– W aucie.
– Przynieś proszę. Oba.
Rozmowa była oczywiście bardzo miła i wynikała jedynie z mojej niewiedzy, że powinienem mieć już wszystko przygotowane podczas odbierania mojej wejściówki. Odniosłem jednak radosne wrażenie, że kontrola bezpieczeństwa na lotnisku jest prostsza :)
Pobiegłem grzecznie do auta i przyniosłem oba statywy. Pan z okienka sprawdził, że wszystko jest w porządku. Przekazał też dalsze instrukcje, że naszym przewodnikiem będzie Kirk i .. I ktoś jeszcze (zapomniałem imienia). Przypomniał, że nie wolno brać plecaka więc to co potrzebne muszę wciąć ze sobą i za 20 minut grupa zbiera się obok kas i do kanionu pojedziemy autami operatora.
Solista w grupie
Cały czas zastanawiałem się też jak dam sobie radę robić zdjęcia w dużej grupie osób w małym kanionie?
Mając do dyspozycji przestrzeń solista zawsze gdzieś sobie ucieknie i znajdzie swój własny kącik. Tutaj z góry została nam dana pomoc i ustalone reguły gry. Kirk grupę 8 osób podzielił na dwie „sekcje” – z przodu w kuckach „szerokokątni”, z tyłu „standard”. Mi trafiły się kucki, żonka tym czasem zabezpieczała mi tyły.
Oczywiście Kirk służył też poradą jak ustawić aparat, przysłonę, albo jak dobrać kadr i gdzie patrzeć .. Jak żyć?
Kreatywność, oj oj ojojoj .. Ta została sprowadzona do poziomu odtwarzania scen.
„Tutaj zrobiono najdroższe zdjęcie świata”.
„Tutaj zrobiono zdjęcie, które było na okładce National Geographic”.
Foto grupa rządzi się też innymi prawami. Podczas gdy regularna wycieczka jest przeganiana z miejsca na miejsce, foto-grupy maja ten komfort, że mogą się zatrzymać w konkretnych miejsca na kilka minut i wyczekać na odpowiednie światło. Bo to o światło się tutaj toczy ta bitwa. Chodzi o te magiczne słupy świetlne, które wpadają o konkretnej porze dnia. A Indianie Navajo to wiedzę i za odpowiednią cenę Ci to mogą dać.
Foto-grupa ma też prawo poprosić opiekuna aby ten „pogonił” turystę z klasy ekonomicznej, bo jego stopy wystają zza skały i psują nam kadr. Wszystko dla dobrego zdjęcia.
Opanowanie chaosu
Większość trasy Kirk ukrywał twarz za chustą. Mi jednak co innego siedziało w głowie: po co mu łopatka?
Nasza foto-grupa zalicza kolejne miejsca. Ekonomiczni są przeganiani z kąta w kąt albo blokowani na kilka minut, bo „my zajmujemy miejsce i mamy swój czas”. A ten ciągle biega z tą łopatką już od momentu wejścia do kanionu.
Czekamy w tłumie, który jest opanowywany przez Kirka i przedników pozostałych grup aktualnie przebywających z nami w kanionie. Kirk „ochrania” nas przed falą przebiegających ekonomików a my grzecznie siedzimy na piachu. Zanim jednak miejscówka opustoszeje a Kirk wyda komendę, że możemy robić zdjęcia .. Udaje mi się zrobić zdjęcie Kirka. Ot na przekór tego co on mi podpowie ;)
Pada znamienne:
– Fotografers, 3 minuty !!
Na podglądzie widzę, że Kirk wyszedł na zdjęciu bardzo fajnie. Pozostałe 3 minuty przeznaczam na trening.
Buduję wokół siebie niewidzialną przestrzeń solisty. Jeśli będę „sam” to będę mógł przećwiczyć pracę pod presją czasu w grupie. Dociera do mnie, że takich miejsc na świecie jest po prostu więcej i trzeba się dopasować. Ćwiczę sobie braketing i jak szybko pozbywać się nadmiernej ilości kurzu z obiektywu. Piach zaczyna mi włazić między a ja być może będę miał swojego „prywatnego Phantoma za kilka milionów baksów” ;)
Tajemnica łopatki
Tuż po tym jak Kirk po raz kolejny wykrzyczał swoje charakterystyczne „Fotografers” .. Łopatka poszła w ruch. Kirk nabrał na nią piasku i podrzucił do góry a naszym oczom ukazało się najdroższe zdjęcie świata.
– Fotografers, 2 minuty !!
Kolejna porcja piachu poleciała w powietrze a ja widzę kolejne miliony dolarów za sprzedane zdjęcie. Zapominam na chwilę o grupie ale śmiem podejrzewać, że oni też teraz marzą o tym za ile uda im się sprzedać ich własne zdjęcia.
Piach zgrzyta mi w zębach coraz mocniej a ja zaczynam zazdrościć Kirkowi, że wziął chustę.
Zmieniamy kolejne miejsca, klasa ekonomiczna jest dalej ganiana po kątach a pozorny chaos tylko przez chwilę wydaje się być nieopanowany. Zapatrzyłem się na przepiękny skały i zupełnie umknęło mi co mówi do nas Kirk. Szum informacyjny ze słowem kluczowym.
– Szzzz szszzz bla bla bla .. National Geographic.
Ale co? Znów NG? Kirk po raz kolejny bierze łopatkę, nabiera na nią piasek z podłoża ..
– Fotografers, 3 minuty !
Czy już wiecie jak powstają piaskowe wodospady w Kanionie Antylopy? No tak, kurz, piach, pył .. A ten tą łopatką po skałach sypie. No i już wiecie.
– Fotografers, 2 minuty, uwaga kurz !
Kolejna fala „piaskowego wodospadu” zaczyna nas zalewać a grupa wydaje z siebie jęk zachwytu.
„Naszjonal Dżeografik” ;)
Wygrałem !!
A wraz ze mną pozostałe kilka osób. Kolejna grupa i kolejny dzień. I tak bez końca. Grupa za grupą ;)
Miliony dolarów !!
Moralność solisty
Kanion opuszczamy zakurzeni ale na swój sposób szczęśliwi i tylko przez chwilę rozmyślam czy było warto? Zadaję sobie to pytanie bardzo często, kiedy muszę pójść na kompromis i opuścić strefę swojego komfortu. Kanion Antylopy był dla mnie wyzwaniem gdzie musiałem się ugiąć przed moimi demonami i przyjąć na klatę pracę w grupie i pod presją czasu. Już zawczasu musiałem mieć też wszystko przygotowane w głowie i przemyślane na jakich ustawieniach robić zdjęcia. Oczywiście mogłem skorzystać z pomocy Kirka ale moja wewnętrzna „Zosia Samosia” mi na to nie pozwoliła.
Zdjęcia życia też nie zrobiłem i nie zarobiłem milionów. Na swój sposób zostałem odtwórcą scen już raz zrobionych.
Niezależnie od tego byłem z siebie całkiem zadowolony. Mam kilka kadrów, które mi się podobają i zrobiłem je przede wszystkim na swoich ograniczonych odrobinę warunkach ale mimo wszystko swoich. No i przede wszystkim zrobiłem je dla siebie i mogę z nimi robić co chcę. Miałem też możliwość zwiedzenia kanionu w odrobinę bardziej kameralnej grupie. Widząc tłok w kanionie cieszyłem się, że mogę go mieć przez chwilę tylko dla siebie.
Dziś foto-grupy w trakcie urlopowych wyjazdów traktuję odrobinę bardziej ulgowo. Już nie są dla mnie takie groźne i jeśli mogę to korzystam. Po pierwsze jako okazja do spokojniejszego szlifowania swojego warsztatu a po drugie przez możliwość egoistycznego zagarnięcia na chwilę wybranego miejsca tylko dla siebie :)
Moralność solisty? Realizuję ją w innych miejscach a hipokryzja bywa całkiem zabawna :)
10 komentarzy
Świetne zdjęcia Tomku, a to Kirka tyłem – wyśmienite i ciekawe. Zawsze chciałem tam pojechać, zobaczyć sfotografować, ale realia są zaskakująco brutalne. Mam nadzieję, że na zimowym zlocie opowiesz ze slajdami coś więcej o tej wyprawie, bo czuję niedosyt. Na myśl od razu przychodzi mi The Wave, gdzie nie trzeba oganiać się od ludzi, ale dostać się jest trudniej (jeśli byłeś to też opowiedz). Na koniec zastanawia mnie fakt, czy przypadkiem NG też nie pomogło sobie łopatką zbudować klimatu i czy nie kupili sobie odrobiny czasu od Rangerów samą nazwą?
The Wave jest trudniejszy do osiągnięcia ze względu na limitowaną ilość wejść. Jest na mojej liście i na pewno będę próbował. A co do NG .. hmm .. kurz w tym słupie świetlnym nie tworzy się sam ;) mogę się jedynie domyślać jak im to wyszło :)
The Wave …byłam dostałam się… kurcze wędrówka po tych czerwonych skałach do miejsca zwanego The Wave …jest niesamowita… a miejsce…no góra budyniu…fotki same się robią.
Bardzo miło mi się czytało ten artykuł.Dziękuje jest materiał do przemyśleń.
Dziękuję :)
Przefantastyczny tekst. Któż nie chciałby tam pojechać, odkąd kilkanaście lat temu zobaczyłem pierwszy raz zdjęcia z tego miejsca, ale jak to już ujął słusznie Michał – życie jest brutalne do bólu.
mnóstwo miejsc jest brutalnych do bólu :D nasza ciekawość bywa jednak silniejsza od nas :)
Tomasz bardzo fajny tekst, super całość okraszona zdjęciami
Dziękuję Romku :)
Super Tomek , przypomniałam sobie jak było , dokładnie tak jak piszesz , czyli codziennie pewnie to samo się dzieje.. Plus , ze jednak nie te dzikie tłumy , a Ty i ja mieliśmy okazję zrobić te fotki co są w NG i , że w mniejszej grupie… Ale mimo wszystko miejsce jest bajeczne.