„Jestem ekspertem”
Zrozumienie światła nie przychodzi wraz z zakupem aparatu. Kupno mojego pierwszego Canona 400D w 2008r nie sprawiło, że nagle światło było po mojej stronie. Stało się zupełnie inaczej. Zamiast robić lepsze zdjęcia, wydawało mi się, że zjadłem wszystkie rozumy przez posiadanie samego aparatu i tym samym stałem się „ekspertem”. Co gorsza, przestawiłem się w tryb robienia zdjęć w RAWach zapominając zupełnie o ciemni, która jest przecież tak istotna.
To co wyglądało całkiem ładnie na ekranie aparatu, nagle stawało się wyprane z kolorów po zgraniu na komputer. Przyjmowałem to oczywiście bez zająknięcia, bo przecież robię RAWy i wiem lepiej. Szło to w parze z fatalnym zrozumieniem światła i to, że jakieś zdjęcie wydawało się lepsze, zawdzięczałem oczywiście surowemu plikowi. Dziś z politowaniem patrzę na siebie jak radośnie podchodziłem do tego tematu. Jestem jednak na swój sposób wdzięczny swojej ignorancji, bo zrobiłem surowiznę, którą mogę w tej chwili dowolnie operować. Jak się po upływie kilku lat okazało wracając do tych plików wyglądało na to, że nie wszystkie zdjęcia były takie tragiczne ;)
Wróćmy jednak do światła, które tak bardzo ignorowałem. Całe szczęście w końcu w tej kapuścianej główce coś pykło. I pykło w dobrym kierunku. Trzeba było jednak kawałek odjechać od mojego Gdańska.
Hugo wie
W 2012 roku wyjechaliśmy z żonką spędzić Nowy Rok w Norwegii. Dotarliśmy do Narwiku, tam wynajęliśmy samochód i pojechaliśmy na Senję do wynajętego domku. Cały tydzień dla nas na odludziu, przepiękne miejsce do zwiedzania i polowania na zorzę. Będąc już na miejscu miałem przyjemność poznać Hugo, opiekuna domku, który to oprócz zajmowania się rybołówstwem (albo czymś z tym związanym), zajmował się również polowaniem na światła północy ze swoim aparatem.
Całe szczęście, że z moim kulawym angielskim jako tako byłem się w stanie z nim dogadać, bo ilekroć była okazała na światło to Hugo dawał mi znak i pędziliśmy w jakieś ciekawe miejsca aby się ustawiać. Oj moje poczciwe 400D dostało wtedy porządnie w kość a Hugo dał mi do zrozumienia, że trzeba też podszlifować języki obce.
Jak dziś pamiętam wskazówki Hugo i jego głos dudniący mi do dziś w głowie:
„Wyższe ISO Tomasz!”
.. pojawiło się też coś co miało zmienić w końcu moje rozumienie światła:
„Dziś mamy małego pomocnika” .. i wskazywał palcem na księżyc.
Uśmiechałem się wtedy.. „Ale śmieszny ten Hugo, pokazuje mi księżyc a my przecież polujemy na zorzę„.
Ale Hugo wiedział .. I ja też miałem to zrozumieć.
Bergsbotn
Domek, w którym mieszkaliśmy był położony blisko wody i bardzo często był wynajmowany rybakom czy wędkarzom. My jednak nie wykazywaliśmy zainteresowania łowieniem ryb co najwyraźniej zauważył Hugo i postanowił realizować swoją drugą pasję wyciągając nas co rusz na fotograficzne wycieczki po okolicy.
W wyniku tego wyciągania, kolejnego dnia zawędrowaliśmy do miejscówki zwanej Bergsbtotn położonej „gdzieś” na północy wyspy. Zamiarem Hugo było oczywiście polowanie na zorzę, której jednak nie udało się tego dnia sfotografować. Udało się natomiast coś innego. Brzmi to banalnie ale zrobiłem wtedy kilka zdjęć w Bergsbotn. Kilka zdjęć, które jakiś czas później sprawiły, że w końcu „mi pykło”.
- Wyższe ISO Tomasz .. (grzmiał Hugo)
- Hugo, Nie mogę .. ISO mi szumi !!
Mój Canon 400D zipiał już niemiłosiernie a Hugo zadowolony z siebie robił zdjęcia w tym przepięknym miejscu. Pyk, Zdjęcie pierwsze.
Skończywszy pierwszą porcję kadrów pojechaliśmy dalej, ale tak się złożyło, że przez Bergsbotn musieliśmy też wracać. Zatrzymaliśmy się tu zatem po raz drugi, żeby sprawdzić czy może jednak zorza się pojawi. Po raz kolejny przekonałem się, że iso1600 dla mojego aparatu to samobójstwo i musiałem kombinować. Pyk .. zrobiłem drugie zdjęcie.
A tak swoją drogą .. to widzieliście już koszulki „ISO mi szumi”? :)
KOSZULKI „ISO MI SZUMI” ZNAJDZIECIE TUTAJ
ISO400
To nie jest tak, że byłem totalnie zielony wtedy. Coś tam wiedziałem ;)
Wiedziałem na przykład jak ISO potrafi szumieć w moim aparacie. Wiedziałem też, że są pewne granice, których nie powinienem już przekraczać aby móc sobie poradzić jako-tako ze zdjęciem.
Znając te ograniczenia, postanowiłem wrócić sam „gdzieś na północ” do Bergsbotn i zrobić zdjęcia po swojemu używając niższych wartości ISO a nie tylko iso400, na które sobie pozwoliłem przy obecności Hugo.
Ustawiłem się na spokojnie, 6 sekund naświetlania, przysłona f9 i iso 100. Ufff, udało się :) Mam swoje zdjęcie tak jak lubię .. pyk, zdjęcie trzecie.
Ale, ale .. To nie o ISO tu chodziło .. Już po powrocie do domu do Polski z końcu zauważyłem coś bardziej istotnego. Na kompie miałem zgrane 3 zdjęcia zrobione w tym samym miejscu o trzech różnych porach dnia. To, że ich wtedy nie obrobiłem to pikuś, bo różnice i tak było widziałem gołym okiem.
Dotarło do mnie, że moim największych sprzymierzeńcem jest światło. Zrozumiałem co miał na myśli Hugo mówiąc o księżycu i zrozumiałem to jak działa słońce. Zrozumiałem w końcu, że pora dnia i światło ma duży wpływ na zdjęcie. Dotarło w końcu do tego małego rozumku, dlaczego kiedyś niektóre zdjęcia mi wychodziły a czemu inne mniej.
Powroty
Od tamtego zdarzenia polubiłem powroty w to samo miejsce. Polubiłem wracanie i sprawdzanie warunków świetlnych. W dzień to ja mogę sobie teraz zrobić rekonesans i sprawdzić gdzie się najlepiej ustawić a po światło wrócić o poranku czy wieczorem. Wracając czuję, że mogę z danej lokalizacji wykrzesać więcej ognia i emocji niż tylko przejeżdżając obok.
I choć dziś cały czas się uczę i cały czas wracam, to ciągle pamiętam lekcję Hugo – „Mój mały pomocnik księżyc” .. i słońce też ;)
Koniec końców życie jednak weryfikuje i te stwierdzenia i sprowadza nas do odwiecznego: „To zależy” :)
A jakie są wasze wspomnienia z czasów gdy zaczynaliście waszą przygodę ze zdjęciami? Podzielcie się nimi w komentarzach a jeśli ta opowieść wam się spodoba to podrzućcie ją dalej swoim znajomym :)
SZUKASZ WIEDZY O FOTOGRAFII – ODWIEDŹ KANAŁ Poland in the Lens na YouTube
Comment
Coś w tym jest, że gdy mamy w rękach lustrzankę, od razu czujemy się PRO :)
Ja gdy zaczynałem – notabene też od Canona 400D :P – chodziłem z aparatem z podłączonym gripem i lampą błyskową. Co tam, że robiłem mało zdjęć i to głównie poziome. Co tam, że lampa nie była mi w ogóle wtedy potrzebna… mój aparat wyglądał na PRO, więc tak się też czułem :P
Teraz m4/3 w zupełności mi wystarcza, bo to co się liczy to światło, a nie wielkość aparatu ;)