„Egoizm”
Przytrafiło wam się kiedyś nie zrobić zdjęcia? Nie mam tutaj na myśli przypadku gdy zapomnieliście jakiegokolwiek aparatu lub karty pamięci.
Chodzi mi o takie dosłowne „nie zrobienie zdjęcia”. Chodzi o ten czas gdy staliście wpatrzeni w krajobraz, w miejsce, zwierzę, chwytając oczami to co przed wami, wpadając w tak głęboką zadumę, że nic innego się nie liczyło.
Sięgając pamięcią wstecz wiem, że doświadczyłem tego stanu jeszcze przed powstaniem jednego z moich ulubionych filmów. Ręka do góry kto widział „Sekretne życie Waltera Mitty”? Kto pamięta scenę, w której to postać Sean’a O’Connell, którego zagrał Sean Penn, nie wciska spustu migawki chcąc zachować wyjątkowy moment tylko dla siebie. Sean nie chcąc popsuć tej wyjątkowej chwili zwyczajnie woli w niej trwać.
W 2014 roku po obejrzeniu tego filmu i tej sceny zacząłem wspominać swoje wyjazdy. Uświadomiłem sobie, że wiele razy mając do dyspozycji aparat, zachowałem się jak egoista chcąc zachować ten moment tylko dla siebie. Miałem już za sobą całkiem ciekawy bagaż podróży miałem więc w czym wybierać. I wiecie co? Było tego całkiem sporo. A jeszcze więcej było przede mną.
Siadając do spisywania tych przemyśleń zastanawiałem się jak wam te zdjęcia pokazać, bo przecież ich nie ma 😉
Zamiast tego pokażę wam zdjęcie turysty, który jest inspiracją do naszych koszulek. To właśnie ta postać została „wykrojona” na potrzeby ich powstania i to zdjęcie akurat powstało 😉
KOSZULKI „ŁUPIĘ LANDSZAFTY” INSPIROWANE ZDJĘCIEM ZNAJDZIECIE TUTAJ
Czekajcie czekajcie
Hola, hola, czekajcie, czekajcie .. w sumie jest takie jedno zdjęcie, które prawie by nie powstało 😉 Prawie czyni sporą różnicę ale chyba mogę je pokazać. Miało to miejsce w 2015 na Islandii. Staliśmy w ciszy z żonką przed wodospadem Selfoss delektując się odgłosem wody.
Przez huk wodospadu przebił wtedy się głos mojej żonki:
(żonka) będziesz robił zdjęcie?
(ja) tak
(żonka) to czemu nie robisz?
(ja) nie robię?
(żonka) no nie robisz.
(ja) aha, no tak, bo patrzymy :)
(żona) patrzymy tak już chyba 15 minut ;)
(ja) mało mi ;)
Mało .. naprawdę mało .. naturę mogę chłonąć godzinami. Po prawdzie to żonka uratowała wtedy to zdjęcie. Serio, gdyby nie ona to nie nacisnąłbym spustu migawki. Wy też tak macie, że możecie chłonąć naturę godzinami?
„Estetyka”
Jest też druga kategoria zdjęć, których nie zrobiłem.
To zdjęcia, które nie powstały z powodów .. hmm .. nazwijmy to estetycznych.
Za przykład niech posłuży moja wyprawa do Namibii w 2018 roku. Przebywając na pustyni zaplanowałem wyjazd na wschód słońca. Uznałem, że ciekawym miejscem na zrobienie takich zdjęć będzie wejście na wydmę.
Dzień wcześniej potwierdziła się moja obawa, że najbardziej „popularna” wydma oznaczona jako Dune 45 będzie oblegana o poranku. Powód był prozaiczny – do tej wydmy można po prostu podjechać autem i od razu zacząć się wspinać.
Na swój cel wybraliśmy z żonką Dune 39, która jest równie efektowna ale obarczona małym „turystycznym” defektem. Otóż do niej trzeba trochę podejść. Jakieś 800metrów i potem jeszcze wspiąć się na górę. Jak się okazuje dla niektórych za dużo 😉
W efekcie większość turystów zatrzymuje się przy drodze i robi jej zdjęcia „z daleka”. My natomiast lubimy chodzić i uznaliśmy to za całkiem fajne wyzwanie.
I wiecie co? Już z oddali było widać, że nie było tam żywej duszy. Zdawało się, że wydma była tylko dla nas i to my „pierwsi” tego dnia na nią wejdziemy.
Zrobimy zdjęcia .. i hmmm .. czy aby na pewno?
Kroki do przodu
Krok za krokiem zbliżaliśmy się do celu naszej wspinaczki ale im bliżej byliśmy dawało się odczuć, że coś wisi w powietrzu. Coś stoi nam na przeszkodzie w zrobieniu zdjęcia, które jak już się domyślacie nie zostało zrobione.
Ostatecznie stojąc już przed samą wydmą dotarło do nas co chcemy zrobić. Wymieniliśmy z żonką spojrzenia i wiedziałem, że myślimy o tym samym. Dokładnie o tym samym prawie bez słów.
(ja) Nie wchodzimy. Zgadza się?
(żonka) Tak
I nie, nie chodzi o to, że wysokość była nie do pokonania. To nie jest wysokogórska wspinaczka o trudnym charakterze. W nocy po prostu wiatr wykreował istne dzieło sztuki. Poukładał drobinki piasku w misterny sposób, tworząc przepiękny dywanik. Staliśmy zauroczeni patrząc na utkane wzorki przed naszymi oczami, bojąc się choćby odrobinę naruszyć ich strukturę. No po prostu żal niszczyć śladami stóp takie arcydzieło.
Nie było nad czym się nawet zastanawiać. Nastąpiła zmiana planów. Zamiast wchodzić na górę i robić zdjęcia, które zapewne przypominałby setki podobnych, zdecydowaliśmy się wybrać na spacer wzdłuż wydmy.
Gdzieś w głębi odczuwałem niewyobrażalne zadowolenie z siebie, a właściwie z nas, że zmieniliśmy decyzję i wybraliśmy się na ten spacer nie naruszając piękna natury. Ta natomiast podziękowała nam w inny sposób i podarowała nam o poranku piękne stado oryksów oraz kilka innych kadrów :)
Zdjęcie wschodu słońca i nas siedzących na górze nigdy nie powstało. Nie żałuję jednak żadnej z tych decyzji.
A jakie są wasze doświadczenia ze zdjęciami, których nie zrobiliście? Macie może jakieś inne kategorie albo przygody?
Czekamy na Wasze komentarze i historie. Na pewno są ciekawe i warte uwagi.
Zainspirowała was ta historia? Udostępnijcie ją znajomym a być może oni też chętnie o tym poczytają :)
SZUKASZ WIEDZY O FOTOGRAFII – ODWIEDŹ KANAŁ Poland in the Lens na YouTube
4 komentarze
Jest jeszcze trzecia kategoria takich, niepowstałych zdjęć. To te, które nie byłyby w stanie oddać tego co widzą oczy. Te, kiedy patrząc przed siebie, po prostu wiesz, ze zamknięcie 'tego’ sie po prostu nie uda i żałosna, elektroniczna próba, nawet posiłkowana cudami fotoszopa, będzie po prostu ujmą dla 'tego’, obrazą dla widoku, światła, całokształtu stworzonego przez naturę. Wtedy odstawiasz aparat i chłoniesz..
Moja przygoda ze zdjęciami, których nie zrobiłem, miała miejsce w 2017 roku.
Przyjaciele poprosili mnie o reportaż, z przedwczesnych narodzin, ich długo oczekiwanego szczęścia, po skomplikowanym okresie prenatalnym.
Ciesząc się, że powierzyli mi tak odpowiedzialne zadanie oraz pełen obaw, że mogą to być jedyne i ostatnie zdjęcia potomka, stanąłem uzbrojony w aparat przed tym bitewnym polem.
Poród trwał… Wsłuchiwałem się w skomplikowanie i niezbyt rokujące słowa zespołu medycznego. Ściskajuac kciuki (a przecież jestem tu po to, żeby „dusić migawkę”), stałem jak wryty z zaciśniętym gardłem i wilgotnymi patrzałkami.
Była to dla mnie chwila, bardzo intymna, pełna napięcia, niepokoju i oczekiwania na to, co przyniesie los.
Po akcji porodowej, newborn trafił na OIOM, gdzie trawała dalsza walka o jestestwo.
Wszyscy wiedzieliśmy, że szase na powodzenie nie są zbyt wielkie.
W między czasie, podszedł do mniei Ojciec dziecka i spytał czy udało mi się coś pstryknąc? Chciałby mieć choć taką pamiątkę.
Odpowiedziałem mu, że nie zrobiłem ani jednej fotografii. Ale obiecałem mu, że sfotografuję śliczny reportaż, z Chrztu Św, następnie uwiecznie wspaniałe chwile z I Komunii Sw, oraz pełen emocji repo ze ślubu.
Tata, zrozumiał moją obsencję i z widocznym zrezygnowaniem w moje słowa, oddalił się.
To są właśnie zdjęcia, których nie byłem w stanie wykonać.
PS.
Dziś, Kacper ma wspaniały album ze zdjęciami, jego pierwszego Sakramentu Świętego.
Kolejny przed nami….
A ja krótko opiszę kategorię zrobiłem, ale o tym nie wiedziałem :)
Jakiś miesiąc temu jak co dzień wyszedłem z psem z samiutkiego rana na spacer.
Była gęsta mgła i ledwo przebijające się słońce.
Wróciłem do domu i postanowiłem gdzieś uderzyć za fajnym kadrem.
Długo jeździłem za miejscem, gdzie mgła byłaby częściowa i opadała.
W końcu znalazłem fajne wzniesienie, a na nim krówki.
W dole domki, drzewa w połowie zatopione we mgle.
Słońce już było wysoko i nie ciekawe – takie rozmyte jak w nie udanej pp.
Chwilę się przez nie zawahałem, bo już wiedziałem, że słońce popsuje wszystko.
Ale co tam rozkładam sprzęt i patrzę, a tu moja bateria w aparacie na oparach ( zapasowa została w domu na ładowarce )
No dobra sobie pod nosem mówię, będę ustawiał przez wizjer, to troszkę zyskam tego prąda :)
Zassałem okiem wizjer i ustawiam parametry.
Po chwili poczułem dziwny zapach i dziwną plamę w wizjerze.
Zerknąłem za aparat, a tu mi krowa jedna podeszła na około metr przed obiektywem.
Odruch był taki, że automatycznie się cofnąłem i przypadkowo wcisnąłem spust migawki.
Nie wiedziałem o tym :)
W domu zrzucając pliki z karty dopiero zauważyłem, że mam fajny kadr z krówką na pierwszym planie.
Tym sposobem zrobiłem nieświadomie zdjęcie, z którego byłem bardzo zadowolony.
Świetny post. Zdarzyło mi się „nie zrobić” kilku zdjęć, z różnych powodów. Kilku z nich naprawdę żałuję, ale były to z reguły sytuacje w których wyciągnięcie aparatu z plecaka było obciążone dużą odpowiedzialnością.