Katastrofa
Wszystkim się to zdarza. Każdemu. Niech pierwszy rzuci kamień, który nie zaliczył jakiejś fotograficznej wtopy. Od 2008r roku, kiedy to zacząłem fotografować na poważnie, zaliczyłem takich potknięć już mnóstwo. Z niektórych opresji udawało się wyjść bez szwanku a od innych nie było już odwrotu.
Czy te małe porażki mnie czegoś nauczyły? Oczywiście tak, ale też oczywiście „nie”.
To zależy, bo czasem wystarczy zwyczajne niedopatrzenie i mała katastrofa gotowa.
Samolot
Wymazałem ten przypadek z pamięci, prawie. Na tyle skutecznie to zdarzenie na mnie podziałało, że teraz jego częstotliwość jest praktycznie na poziomie zerowym. I oby to nie wróciło.
Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o fotografię lotniczą ale bliskość lotniska sprawia, że jestem częstym gościem na górkach spotterskich w Gdańsku. Kilka lat temu znalem już kilka dobrych miejsc do obserwacji lotniska i podejścia samolotów. Wiedziałem mniej więcej jak się ustawić, aby zrobić przyzwoite zdjęcie lądującego lub startującego samolotu. Byłem też w miarę na bieżąco z lotami na „moje” lotnisko.
Pewnego pięknego dnia trafił do mnie komunikat, ze w Gdańsku będzie lądował „fajny” samolot. Spottersi doskonale wiedzą co jak i kiedy ląduje. Z moim niedoinformowanym podejściem pokuszę się o stwierdzenie, że maja nawet jakiś swój ranking atrakcyjności samolotów. Mnie po prostu zaciekawiło jak wielki Antonov będzie lądował w Gdańsku a przy okazji uznałem to za świetną okazję do zrobienia paru zdjęć.
Baterie naładowane, godzina przylotu znana, teleobiektyw założony. Pojechałem na lotnisko. Czekam. Wiem, że za chwile będzie lądował, bo już wtedy potrafiłem się bawić we „flightradar” i to był ten moment aby sprawdzić jeszcze raz ustawienia aparatu. Kontrolny strzał w kierunku linii podejścia .. trzask migawki .. zerkam na zdjęcie ..
Zamarłem, poker face, nic nie ma, niczego nie ma. Wokół oczywiście inni pasjonaci już grzeją swoje obiektywy a ja robię dobrą minę do złej gry, uśmiecham się głupkowato. Jak się zachować wobec faktu, że zapomniałem karty pamięci, bo wczoraj ją wyciągnąłem aby zgrać zdjęcia? Jak wyjaśnić sobie, że nie wziąłem całego plecaka a złapałem tylko aparat i na żywca pojechałem na lotnisko? Tego nie da się wytłumaczyć.
W lądujący samolot strzelałem ślepakami i jak tylko wylądował, szybko zwiałem do auta aby uniknąć kompromitacji albo pytań „jak Ci wyszło?”.
Na przylot kolejnego Antonova już takiego błędu nie popełniłem. Była dodatkowa karta pamięci, dodatkowy akumulator i nawet zapasowy pasek na szyje. Bo tak ! :)
Budapeszt
2012 rok, w końcu tydzień urlopu i plan na krótki wyjazd. Wszystko przygotowane, auto zatankowane a hotele zarezerwowane. Cel: Bratysława, Budapeszt i Wiedeń. Będzie podróż, będzie odpoczynek, będą zdjęcia. Chyba ze trzy razy sprawdzałem czy w plecaku są zapasowe baterie i karty pamięci. Wszystko było. Na 100%. Nie ma bata i nie ma miejsca na pomyłki a nastroje są wesołe.
Wyjechaliśmy po pracy tak, żeby na noc zajechać jak najdalej. O ile dobrze pamiętam, to autostradą A1 dało się wtedy dojechać gdzieś do Strykowa przed Łodzią, wystarczyło kilka dodatkowych minut i na noc doturlaliśmy się do Piotrkowa Trybunalskiego. Kolejnego dnia już na spokojnie dojechaliśmy do Bratysławy. Krótkie odświeżenie w hotelu i czas na nocny spacer.
Nocny .. Spacer .. Z aparatem .. I statywem .. Jakim statywem? Niech mi ktoś teraz powie jak mogłem popełnić taki błąd? Około 1000km od domu a ja jestem bez statywu. Domyślam się gdzie on jest, przy szafce. Leży i czeka na zabranie na wycieczkę.
W Bratysławie płakałem .. Odrobinkę .. W Budapeszcie cierpiałem .. Piękne miasto nocą a ja bez podparcia. Zaliczyłem wtedy wszystkie możliwe murki aby mieć stabilizacje ale nie zawsze się dało. Zasadniczo i tak źle nie wyszło, bo moje doświadczenie w fotografii nocnej w tamtym okresie było co najmniej malutkie wiec zdjęcia nie urwały duszy.
O ile teraz statywu już nie zapominam, to lekcje tę pamiętam bardzo dobrze, bo nauczyłem się szukać podparć teoretycznie tam gdzie ich nie ma. Coś za coś.
Timelapse
Krótka piłka, tydzień temu, Szwecja i wypad na kilka dni na zwiedzanie. Lata doświadczenia i bagaż doświadczeń oraz porażek – mam absolutnie wszystko. Plan był prosty – bierzemy dwa statywy i z jednego robimy zdjęcia zachodu słońca a na drugim stawiamy aparat, który robi timelapsa. Do timelapsa mam oczywiście wężyk spustowy z opcja interwałometru. Co może pójść nie tak?
Otóż, wężyk spustowy z interwałometrem potrzebuje zasilania a takowym zasilaniem jest bateryjka. Ogarniacie już co się wydarzyło? Kto by przypuszczał, ze padnie bateryjka. Prawda? Przecież bateryjki są wieczne a jeśli nie są to ja bym chciał aby były. Ale nie są.
Skok na plecak .. Nie ma. No po prostu zapasu nie ma, no bo skąd? Do sklepu daleko a zachód słońca się właśnie dzieje. Zdjęcia są, timelapsa nie ma. Porażka ..
Mój plecak robi się coraz cięższy, bo właśnie zamieszkał tam zapas bateryjek. Niby tylko dwie, parę gramów ale moje plecy nie będą mi za to wdzięczne, za to mnie dopadła kolejna mała porażka.
Co jeszcze zostało i co może się jeszcze wydarzyć. Robić listę kontrolną czy postawić na rutynę?
A jakie są wasze doświadczenia na tym polu? Podzielcie się waszymi przygodami w komentarzach.
SZUKASZ WIEDZY O FOTOGRAFII – ODWIEDŹ KANAŁ Poland in the Lens na YouTube
3 komentarze
Cześć, może w zapominaniu sprzętu jestem słaby ale już w niszczeniu mam doświadczenie (śmiech przez łzy)
Po skończonym wypadzie w teren pakuję sprzęt do mojego „przeprawowego wołka roboczego” upchałem wszystko w niewielkim bagażniku seicento, chlapie klapą i chrup (znowu śmiech przez łzy) uchylam klapę i na nogi wypada połamana głowica statywu. Aktualnie statyw wożę za fotelem przykryty kocem. Drugie podejście do „Janusza serwisu” polegało na podłataniu ulubionego Nexa 5n. Padała już taśma uchylnego wyświetlacza oraz była pęknięta obudowa w kilku miejscach. „Ja nie naprawię? Potrzymaj piwo” wyświetlacz z taśmą zamówiony na słynnym portalu chińskim, przyjechał nowy i pachnący całą tablicą Mendelejewa. O ile wymiana wyświetlacza poszła pomyślnie to zachwycony swoimi manualnymi zdolnościami postanowiłem podkleić troszkę spękaną obudowę. Przy ramce wyświetlacza poszło świetnie, gorzej było przy klapce od baterii. Kropelka (czy pochodny) poza świetnym podklejeniem pękniętego body spłynęło pod obudowę i zakleiło kompletnie cały joystick i zawleczkę od baterii. Niestety próby rozpuszczenia acetonem przyniosły jeszcze gorszy efekt, klej się wprawdzie rozpuścił ale rozpłynął się elegancko po całej elektronice i klawiszach. Ps. mam jeszcze do wyczyszczenia przednią soczewkę obiektywu hahhaha, ale spokojnie, nie dotykam się do tego. Statyw zastąpił genesis abt kit a nex 5n ustąpił miejsca nexowi 6
Dużo takich „porażek” nie mam ale zaliczyłem dwie dość „poważne” :)
1. Wyjazd na święta Bożego Narodzenia i sylwestra do Zakopanego. Wszystko pięknie ładnie dopóki nie zauważyłem, że nie wziąłem ładowarki do baterii od aparatu. Na szczęście to nie był koniec świata i dało się kupić nową ale w „zakopiańskich” cenach :)
2. Całodniowa wycieczka w góry klika lat temu, dystans przewidziany na ok. 30 km, zrobiony rekonesans przez google, znalezione najciekawsze miejsca do zrobienia zdjęć. Plecak spakowany, aparat, statyw, 3 obiektywy. Rano droga ok 250 km, później spacer jakieś 4 km do pierwszego miejsca godnego sfotografowania i… no tak… bateria się jeszcze ładuje w ładowarce, nawet widzę przed oczyma gniazdko z ładowarką. Pozostało tylko wędrować dalej ze zbędnym balastem na plecach i zrobić kilka zdjęć telefonem. Po powrocie od razu zakupiłem 3 dodatkowe i teraz zawsze mam zapas gdzieś skitrany nawet jak idę tylko się przejść po okolicy z psem na spacer.
Moją największa wpadka była podczas wyjazdu do Kampinosu na fotografowanie łosi i nie tylko. Ponieważ mam prawie 200km to żeby dojechać na świt musiałam wyruszyć o 2 w nocy. Przewodnik leśniczy , grupa wytrwałych fotografów , ja do torby , a tam tylko obiektywy szerokokątne… długi zoom został w pokrowcu w pokoju… zapomniałam , zamknęłam torbę i już, A, że wożę masę sprzętu , 3 body i inne obiektywy mniejsze to jakoś tak nie wydawała mi sie ta torba dziwnie lekka. Łosia nie mam , ale wschód w Kampinosie fajny.