Motyle w brzuchu
Nigdy nie zapomnę euforii jaka towarzyszyła mi zaraz po zakupie pierwszej lustrzanki. To było zaledwie kilka lat temu, kupiłem wtedy używanego Canona 1000D z kitowym obiektywem 18-55mm. Aparat z pogardzanej kategorii entry level, o najbardziej podstawowych funkcjach i niewygórowanych możliwościach. Dla mnie jednak to było coś!
Wkrótce dołączył do niego obiektyw Tamrona 70-300mm. Kiedy ogarnąłem jak się wymienia obiektywy, już czułem się Fotografem. Niemal zawodowcem. Nie wiedziałem jeszcze wtedy zbyt wiele o tych wszystkich ISO, przysłonach i trybach, ale pilnie się uczyłem oglądając jutubowe poradniki. Niedobory wiedzy nie przeszkadzały mi w fotografowaniu ani trochę. Nie rozstawałem się z aparatem praktycznie wcale i fotografowałem jak szalony wszystko co przykuło moją uwagę.
Większość z nas przechodziła podobny etap na początku przygody z fotografią, to jest jak początek nowego związku, zakochanie, kiedy nic nam nie przeszkadza i nic nie jest zbyt trudne, jesteśmy królami świata.
Frustracja
Z czasem jednak, im więcej wiemy, im lepiej poznamy swój sprzęt, jego wady i zalety, kiedy już zaczyna nam się klarować mniej więcej jaka fotografia nas najbardziej pociąga i czego do niej potrzebujemy, przychodzi frustracja. Często nasza wiedza teoretyczna znacznie wyprzedza praktyczną na tym etapie i zaczynamy się gubić.
Przecież już byliśmy Fotografę! A tu co? Nic nie wychodzi tak jak miało. W dodatku im więcej się uczymy, tym więcej nie wiemy, tym więcej jest rzeczy do ogarnięcia przy fotografowaniu, a potem jeszcze dochodzi ta straszna obróbka.
Z małpą łatwiej
Mimo, że fotografia towarzyszyła mi od lat i zawsze jakoś pociągała, to fotografując małpkami czy kompaktami nie zdawałem sobie sprawy z ogromu nauki jaki mnie czeka. Przez kilka lat jako agent nieruchomości fotografowałem wnętrza i budynki a moje zdjęcia zawsze znacząco się wyróżniały na tle innych. Dbałem o porządek w kadrze, światło, porównywałem swoje prace ze zdjęciami zawodowców i w wielu przypadkach wydawało mi się, że wypadały one całkiem nieźle…
A potem kupiłem lustrzankę i… się zaczęło. To co, do tej pory wydawało się opanowane, okazało się, że wymaga znacznie więcej czasu i myślenia o oczekiwanym kadrze. To, co w dużej mierze pochłaniało czas, czyli kadrowanie, przygotowanie sceny itp, okazało się tylko częścią pracy jaką musiałem wykonać. To wszystko dla “młodego” adepta fotografii było wyzwaniem, frustracją i początkiem zadawania nowych pytań. “Co ja tak na prawdę chcę fotografować?” “czy się do tego nadaję?” “czy to nie nazbyt skomplikowane aby nadal mogło cieszyć?” itp. itd.
Wielu początkujących się na tym etapie poddaje i zostaje przy fotografowaniu telefonem bądź kompaktem, inni poddają się całkiem, odkładają aparat i zaczynają zbierać znaczki. Ci jednak, co nie dają tak łatwo za wygraną, zaczynają myśleć o swojej fotografii poważniej, o tym co tak na prawdę ich interesuje. Eksperymentują z różnymi gatunkami fotografii.
Poszukiwacz, nie znajdywacz
U mnie było bardzo podobnie, wyszedłem od wnętrz i architektury, potem razem z moim entry sprzętem próbowałem streetu. Dokupiłem nawet stałkę 50mm, próbowałem portretów na żonie i dzieciach. Próbowałem krajobrazu naturalnego, ptaków, makro i … nic mi nie wychodziło. To znaczy niby wychodziło, ale to nie było to. Nie byłem zadowolony ani z efektów ani z postprocesu.
Wiedziałem już co do czego służy w aparacie, ogarniałem już trochę Lightrooma ale pojawiła się pustka twórcza. Brak weny, pomysłów, koncepcji. Nie latałem już jak pies z wywieszonym językiem po okolicy fotografując wszystko jak leci. Dałem sobie więc wtedy trochę luzu i odpoczynku od fotografii. Potrzebowałem czasu na przetrawienie tego wszystkiego, przestałem oglądać Fstoppersów, Adoramę itp. pozwoliłem tej buzującej materii trochę okrzepnąć bez bombardowania coraz to nowymi informacjami.
Olśnienie
Po jakimś czasie znów wziąłem aparat do ręki i zrozumiałem co najlepiej czuję, jakie zdjęcia chcę robić. Wróciłem do architektury, krajobrazu miejskiego, tego od czego wyszedłem, tyle że bogatszy o doświadczenie i pragnienie nauki, wiedzy.
Wiedziałem już czego chcę i czego potrzebuję, żeby w tym kierunku się rozwijać.
Wiedziałem też gdzie moje braki są i gdzie szukać pomocy.
Wiedziałem też wreszcie czego oczekuję od sprzętu i jaki on ma być aby mi pomógł w stworzeniu takich kadrów jakie sobie wymarzyłem.
Czego i Wam wszystkim życzę.
Zainspirowała was ta historia? Udostępnijcie ją znajomym. Być może oni też chętnie o tym poczytają :)
SZUKASZ WIEDZY O FOTOGRAFII – ODWIEDŹ KANAŁ Poland in the Lens na YouTube
3 komentarze
Czytając to, zupełnie jakbym widziała siebie. Tylko ja jestem jeszcze na etapie między frustracją a poszukiwaczem. Mam nadzieję, że również kiedyś doznam olśnienia. Na razie wiem, że im więcej się uczę tym mniej wiem i przestają mi się podobać moje zdjęcia. Ale jak wynika z wypowiedzi autora, nie jest tak źle i chyba jest dla mnie jakaś nadzieja na lepsze zdjęcia. Dziękuję.
Absolutnie nie jest źle, taka sinusoida jest całkowicie naturalna 😉 i wszyscy przez nia przechodzimy i to wielokrotnie 😉
Od lat choruję na to samo.Kiedy zachorowałem na fotograficzny zespół niestabilności( było to początkiem lat 80-tych) nic właściwie w sklepach fotograficznych nie było.Czasem. można było wystać w kolejce jedyny słuszny aparat Zenit(,oczywiście produkcji radzieckiej.)wystałem go więc i ja. tym czasie królowała wśród amatorów fotografia czarno-biała więc musiałem nauczyć się wywoływać filmy w koreksie(,które akurat były zawsze dostępne w ww sklepach.)robić odbitki,uczyć się jak i po co stosować filtry do fotografii czb.a na domiar tego wszystkiego byłem uczniem więc środki na zakup czegokolwiek były naprawdę bardzo ograniczone.Chyba już w tym momencie powinienem przestać myśleć o fotografii aby uniknąć dalszych frustracji.Jako że moją pasją była i jest do tej pory fotografia przyrodnicza potrzebowałem wciąż coś.A to nowego teleobiektywu a to nowe bodya to koloru,a to wolnego czasu ,a to jak to w dzisiejszych czasach zmiany systemu.No normalnie same frustracje.Ale coś jeszcze zmieniłem w swym życiu.Kiedy dzieci urosły ,usamodzielniły się wyjechałem trzy lata temu wraz z żoną do Londynu gdzie mieszkamy do dzisiaj.Nie ma tutaj dzikiej przyrody ale za to jakie ogromne i piękne miasto.Kolejna frustracja potrzebuje szeroki obiektyw ,filtry do cyfrówek,,statyw,lepszy komputer,monitor,……,…..,……Uff same frustracje.A moje zdjęcia? Wszystkie je kocham ,od tego pierwszego po ostatnie bo zawsze mam kłopot z ich nadmiarem i ilekroć chce usunąć te nieudane czuję się jak kat,Ale to dzięki fotografii mam ciekawsze życie.