To jest Poland In The Lens ale ten wpis nie jest do końca poważny a powstał z potrzeby zrzucenia nadmiaru powagi wynikającej z zamknięcia w domu.
Przed czytaniem skonsultuj się z lodówką lub statywem.
Garfield
Kto z was wie, że za każdym razem jak wychodzę robić zdjęcia lub po spaceruję z aparatem, to gdzieś ze mną jest mój amulet?
Schowany w plecaku, w torbie, w kieszeni, w portfelu albo tam, gdzie jest akurat miejsce na Garfielda.
Garfield to kostka domina, które podróżuje ze mną już od ładnych kilku lat. Garfield był ze mną wszędzie tam, gdzie ja i mój aparat. Przynosi mi szczęście i to dość skutecznie, bo od czasu kiedy jest ze mną, to nigdy nie przytrafił mi się fotograficzny wypadek. Garfield ma już swoje lata i się wyciera. Gdzieś za kilka lat zniknie, ale zostanie idea i kostka domina.
Wariactwo? No to poczytajcie dalej, co fotografowi zamkniętemu w czterech ścianach może przyjść do myśli.
A tymczasem, Drodzy przyjaciele, to jest Garfield. Drogi Garfieldzie, to są przyjaciele Poland In The Lens.
Home Office
Od ponad miesiąca utknąłem na tak zwanym Home Office. Morale fotograficzne upadło dość nisko do tego stopnia, że nawet pstrykanie kwiatków nie sprawia mi przyjemności. Głowa zaczyna wtedy szukać zupełnie innych bodźców. Najweselsze co mogło mi się przytrafić to oglądanie po raz kolejny własnych zdjęć.
Dziwne jest, że oglądam jednak zdjęcia, które nie do końca mają sens. Czy zaczynam wariować? A może to pandemia zbyt mocno nacisnęła na resztkę moich zwojów mózgowych? A może to już etap końcowy?
Bukareszt 2010
Do Bukaresztu wydawało mi się, że trafiłem odrobinę za karę. Miasto samo w sobie mnie przytłaczało i nie mogłem się za nic odnaleźć w tym otoczeniu. Jakiekolwiek próby zrobienia dobrego zdjęcia kończyły się fiaskiem i zdawałem sobie sprawę, że zachowuję się tylko jak turysta.
Koniec dnia nie przynosił żadnych niespodzianek, a pstryknięty od niechcenia samochód z dużą oponą nie zmienił mojego humoru.
Do zdjęcia tego wróciłem dopiero kilka lat później i jak odgrzewany kotlet zaczęło żyć nowym życiem. Humor tamtego dnia poszedł w zapomnienie, a ja już zupełnie inaczej patrzyłem na wspomnienia tamtego pobytu.
„Mały może więcej”, „David i Goliat”, „Mróweczka” to tylko przykłady wielu tytułów tego zdjęcia, które mi nagle zaczęły przechodzić przez głowę.
Home office 2020, patrzę dziś na to zdjęcie wykonane bez sensu i zdaję sobie sprawę z tego, że to jedno z niewielu panoramowań, które mi wyszło bez wcześniejszego planowania.
Prawie jak Grand Canyon
Grandem to ja bym tego nie nazwał, choć znajdował się tak blisko mnie. To był dobry mroźny poranek w Chałupach i krótkim czasie z kolegą zaczepiliśmy wschód słońca nad zatoką a kilkanaście minut później, po przejściu przez las, robiliśmy zdjęcia nad Bałtykiem. Zimą w plenery często zabieram termos z ciepłą herbatą lub kawą i po zakończonej sesji można na chwilę przystanąć i ogrzać się ciepłym napojem.
W trakcie składania i pakowania sprzętu ostatnim podrygiem robię zdjęcie piasku, przy którym siedzę. Koniec na dziś.
I zapominam o tym zdjęciu. Po powrocie skupiam się na oczywistych tematach dnia, czyli wschodzącym słońcu, plaży czy zmarzniętej zatoce.
I tak sobie ten piasek poleżał co najmniej 1 rok. Patrząc na datę edycji wspomnianego zdjęcia, widzę, że wróciłem do niego rok później. Spojrzałem na nie zupełnie inaczej. Już nie było takie bez sensu. A może ciągle jest, ale ja jednak wariuję w domu?
Sprytny inaczej
Londyn 2017, odwiedziliśmy znajomych, którzy tam mieszkają od kilku lat. Aby nie siedzieć cały czas w domu, poszliśmy na spacer i zabraliśmy ze sobą ich psa. Od jakiegoś czasu nawet na wypady do przyjaciół zabieram ze sobą aparat, uznałem zatem tę okoliczność za całkiem sprzyjającą, aby zrobić kilka zdjęć psu. A tak właściwie to chciałem potrenować robienie zdjęć zwierzakowi w ruchu a przy okazji zrobić mu parę portretów.
Po powrocie do domu zgrałem oczywiście zdjęcia i znalazłem kilka fajnych, które trafiły później do moich znajomych. A to prawie trafiło do kosza. Jakimś cudem zdjęcie to oflagowałem jedynie jako „do usunięcia” ale nie wykonałem czyszczenia katalogu.
I znów, kolejny wieczór, kolejne przeglądanie zdjęć, włączają się wspomnienia a jedno z tych wspomnień to pies idealny.
Naprawdę prześliczny Golden. Przepięknie mi pozował. Model perfekcyjny dla takiej osoby jak ja, która chce podciągnąć swoje umiejętności portretowe.
Wszystko byłoby idealne, gdyby nie to jedno nieskasowane zdjęcie. Czar pryska, a ideał zostaje zaburzony i zamiast być dostojnym modelem, staje się mniej-sprytnym wesołym psiakiem. Pół roku później to zdjęcie jest moim ulubionym wykonanym tamtego dnia.
Majestat został obnażony. W tym szaleństwie jest metoda.
Szaleństwo
Właśnie mi mignęło zdjęcie krewetki a chwilę później małego transformatorka. Keczup i jajka? Czy ja serio robię takie zdjęcia a może to tylko iluzja człowieka zamkniętego w domu?
Klikam dalej. Szukam jeszcze jednego zdjęcia, o którym bym mógł powiedzieć, że jest bez sensu.
Jogurt? Pizza też się nie nadaje. Na szczęście jeśli na koniec dnia okaże się, że coś się popsuło, to nie martwcie się – koledzy są od tego, żeby wam pomóc.
A jeśli to dalej nie działa, to zamaskujcie to jakoś. To też zadziała.
A na koniec zróbcie zdjęcie. Będzie pamiątka „bzz sęsu” i co ważniejsze – będziecie mogli to pokazać znajomym :)
To ciągle jest Poland In The Lens, ale mamy poczucie humoru i chętnie się dowiemy, jak wy sobie radzicie w czasach pandemii.
Podzielcie się waszymi doświadczeniami w komentarzach.
I dziękujemy, że jesteście z nami :)
SZUKASZ POWAŻNEJ WIEDZY O FOTOGRAFII – ODWIEDŹ KANAŁ Poland in the Lens na YouTube
3 komentarze
Każde zdjęcie ma sens jeśli zawiera ładunek emocji, strzępy wspomnień i ma w sobie opowieść. Będąc na miejscówce zastanawiasz się jak skomponować co zawrzeć w kadrze usunąć niepotrzebne „śmieci”. Później siadasz przed komputerem i nie raz nie dwa zastanawiasz się po co jak zrobiłem to zdjęcie, przecież tu nic nie ma. Dopiero z biegiem czasu odkrywasz że ten z pozoru banalny bezsensowny kadr zaczyna nabierać barw, życia. :)
są tacy co mawiają, że niektóre zdjęcia muszą po prostu swoje odleżeć i dopiero wtedy nabierają sensu :)
Ten „kanion” to całkiem całkiem. Nie wpadłbym na to, że Dębki moga być takie ciekawe :)