Barba crescit, caput nescit
W dziwnych czasach przyszło nam żyć. Znaczne zmiany geopolityczne z jednej strony, zmiana klimatu z drugiej i jeszcze ostatnio pandemia Covid-19, która znaczną część z nas zamknęła w domach. Nic nie jest takie, jak było i pewnie nie prędko będzie, o ile w ogóle.
Mądre głowy w telewizji mówią, że musimy się przygotować na „new normal”, choć nikt nie wie, co to ma być.
Ja również utknąłem w domu i kiedy to piszę, zbliża się druga miesięcznica intensywnych podróży pomiędzy kuchnią, salonem, sypialnią i ogródkiem. Zostałem oderwany nie tylko od mojej normalnej pracy zawodowej, ale też i od pasji. Jako fotograf architektury niestety nie mogę pracować z domu, a fotografowanie własnej chaty po raz 150 nie ma przecież sensu.
Każdy radzi sobie z tą sytuacją na swój sposób, niektórzy się uczą nowych rzeczy, zgłębiają tajniki innych dziedzin fotografii, uczą się gotować, odkrywają nowe dla nich funkcje pralki czy mikrofalówki a inni tkwią na kanapie i popadają w marazm.
Co z tą pasją?
No właśnie, co z tą pasją? Moja poszła na zasłużony odpoczynek. Po prostu. Oczywiście aparatu nie pokryła gruba warstwa kurzu, a ten trafia w moje ręce co jakiś czas.
Fotografowałem mojego psa, przylatujące do ogrodu ptaki i parę kwiatków, ale generalnie rzecz biorąc, pozwoliłem pasji pójść spać. Ograniczyłem także około-fotograficzną działalność w internecie.
Photoshop sam zapomniał jak się odpalić, a fotograficzne zaległości na Youtubie rosną jak szalone. Nie walczę z tym próbując na siłę i sztucznie motywować się do zgłębiania tajników strobbingu czy nagrywania filmów.
Nie. Chill.
Odkryłem parę fascynujących kanałów podróżniczych i delektuję się Ameryką Południową on-line, a moja fotografia jest coraz dalej i dalej..
Nie wiem tego na pewno, ale podejrzewam, że nie jestem jedyny, że jest jeszcze wielu innych fotografów, a także pasjonatów innych dziedzin, którzy mają podobnie. Być może część z nich, część z Was, nawet przed sobą się nie przyznaje, że ten płomień pasji jest jakby mniejszy i słabszy. Część być może obawia się to zauważyć w poczuciu, że przyznanie się spowoduje, że pasja naprawdę zgaśnie i co wtedy?
Czy się boję?
Absolutnie nie! Nie ma się czego bać!
Żyjąc w czasach natłoku informacji, wszechobecnego pędu za wszystkim i do wszystkiego, przeładowani strachem, że coś nas ominie, FOMO (Fear of missing out) często zapominamy o tym, że pasja jest jak roślina.
Trafia do nas w pewnym momencie życia jak ziarno, kiełkuje i rośnie latami. Czasem wybucha kwiatem jak wiśnie w Japonii, ale czy kiedy kwiaty opadają, to znaczy, że wiśnia umiera?
Nie! Większość artystów, z dowolnych dziedzin, nawet tych z najwyższych półek, przeżywa wzloty i upadki, doświadczają weny, a potem jej braku. Piszą arcydzieła, a potem długo, długo nic.
Fotografia, nawet jeśli nie ‘artystyczna’ jest sztuką, dlatego czasem trzeba dać jej odetchnąć. Nawet jeśli sami nie uważamy się za ‘artystów’, nawet jeśli jesteśmy na początku przygody z fotografią, nie powinniśmy bać się braku weny.
Oczywiście na taki komfort łatwiej sobie pozwolić kiedy fotografia nie jest jeszcze źródłem utrzymania. Jednak nawet jeśli jest, warto mieć świadomość, że o pasję trzeba dbać, trzeba czasem zrobić krok w tył, żeby potem móc zrobić dwa do przodu.
Dlatego właśnie w ogóle się nie boję, wiem, że moja roślina ma się świetnie, nawet jeśli zapadła w stan uśpienia.
Wiem, że jeszcze dobrze nie wypoczęła i spokojnie czeka na wiosnę.
„W końcu wiosna musi przyjść”.
Czego sobie i Państwu życzę.
3 komentarze
Jak zwykle świetnie opisane i zebrane myśli, najwyższy czas przejść do czynów ….
W końcu wiosna przyszłą i kwitnie rzepak? Nie, nie chodzi tu o rzepak ale o przebudzenie …..
Bardzo dobry materiał – pozdrawiam serdecznie :)
Dzięki, cieszymy się że dobrze się czyta 😊 wiosna tuż tuż 😉
Ja bym porównał naszą pasję do stworzonka, dość prostego ale cholernie sprytnego (teraz nazwy sobie nie przypomnę), które w niesprzyjających warunkach zakopuje się w podłożu, przechodzi w stan hibernacji i czeka… Może tak czekać tygodniami, miesiącami a nawet latami aż przyjdą znów sprzyjające warunki i wtedy powstaje jak Feniks z popiołów ;) by ze zdwojoną siłą zaatakować wszystkie nasze zmysły i zawładnąć świadomością. Sam to od jakiegoś czasu przeżywam i powiem Wam, że to zajefajne uczucie :)